obróbka skrawaniem…

Zdziwiła mnie ostatnio medialna burza, którą wywołał sędzia Tuleya, a dokładnie jakie wywołało na prawicy porównanie metod stosowanych przez CBA za czasów tzw. IV RP do czasów stalinowskich. Po pierwsze kto jak kto, ale sędzia, który zapoznał się z aktami całej sprawy ma największe prawo do tego typu porównań (w przeciwieństwie do większości, która zna wszystko z doniesień medialnych w dodatku fragmentarycznie). Nie twierdzę, że porównanie jest idealne, ale nie jest też bezzasadne. Zupełnie nie rozumiem natomiast jak może razić użycie częściowo uzasadnionego porównania i równocześnie zupełnie nie razić porównanie lekarza przyjmującego „dowody wdzięczności” do Josefa Mengele.

Trzeba powiedzieć sobie otwarcie – nawet w świetle tego, co wie przeciętny zjadacz chleba przynajmniej część działań CBA łamała obowiązujące w Polsce prawo. Jedno głównych zasad prawa (w tym naszej Konstytucji) jest to, że organy państwowej władzy (a za takimi jakby nie patrzeć była i jest CBA) muszą działać w granicach i na podstawie prawa. Co prawda w polskim prawie istnieje coś takiego jak prowokacja policyjna, ale w ramach niej nigdzie nie jest wspomniane, że można uwodzić osoby podejrzana czy też świadków w celu zdobycia dowodów! A jeśli wierzyć temu co mówią media, że zaznania części pacjentów były zdobyte zastraszaniem (z tego co pamiętam to w prawie też nie mamy „paragrafu” pozwalającego wymuszać zeznania), że przerwie się go leczenie lub nie będzie mógł opiekować się w szpitalu bliskim… to naprawdę porównanie tych metod do metod peerelowskich nie jest bezpodstawne. Dlatego też cieszy mnie to, że właściwe organy uznały, że Pan Sędzia nie naruszył prawa ani zasad etyki.